poniedziałek, 30 maja 2016

Xi Hu Long Ching 2016

Herbata: Xi Hu Long Ching
Sprzedawca: eherbata.pl
Pochodzenie: Zhejiang, Chiny.
Rodzaj: Zielona
Data zbioru: Około 10 dni przed 5 kwietnia 2016 r.






Long Ching to pierwsza tegoroczna zielona herbata, którą miałem okazję próbować w tym roku. jest to bez wątpienia jedna z moich ulubionych chińskich zielonych herbat, w związku z czym jestem niesamowicie zadowolony, iż jako pierwszą opisuję właśnie ją, i to nie byle jakiej jakości. Jest jedną z najstarszych, i bardzo tradycyjnych herbat. Jest znana już od około 1700 lat.
Po rozpakowaniu paczuszki z herbatą, od razu czuć, że niedawno była ona zbierana. Aromat jest cudowny,kwiatowy, bardzo wiosenny, słodki. 
Do zaparzenia użyłem swojego małego czajniczka od Andrzeja Bero, o pojemności ok. 120 ml. 
Parzenie: Czajniczek - 120ml; Temp. wody - 75° C; Ilość suszu - 3 g
I - 1'10"
II- 1'45"
III - 2'
IV - 2'30"
V - 3'
Aromat herbaty po przesypaniu do czajniczka był nadal bardzo słodki. Dało się w nim wyczuć lekko waniliowe nuty, przypominał mi nieco świeżo upieczone ciasto.
Smak herbaty był stosunkowo delikatny, lecz słodki. Pierwsze parzenie ukazało kwieciste nuty. W kolejnym wyczuć dało się lekką cierpkość na końcu języka. Bardzo przyjemne doznanie. Kolejne parzenia były nieco bardziej owocowe. Barwa herbaty również była niesamowicie delikatna. Pierwsze parzenie podchodziło pod lekką zieleń, lecz było niemal zupełnie przejrzyste. Pasowało to bardzo do smaku, który oddała herbata.
Podsumowując, herbata, choć bardzo delikatna, idealnie sprawdzi się na lato. Jest to jedna z tych najbardziej charakterystycznych chińskich zielonych herbat. Koniecznie polecam spróbowanie Xi Hu Lung Chinga, ponieważ jej smak na głowę bije wszystkie inne lung chingi, z którymi do tej pory miałem do czynienia.

wtorek, 10 maja 2016

Wizyta w "Czajowni" i degustacja Darjeelingów

Swego rodzaju tradycją stały się dla mnie majówkowe wyjazdy do Wrocławia. Jak można się domyślić, udało mi się niejednokrotnie odwiedzić wtedy "Czajownię". Herbaciarnię tę odwiedziłem już niejednokrotnie, co możecie wiedzieć chociażby z moich innych postów z tamtego miejsca. Za każdym razem wychodziłem zachwycony klimatem tego miejsca. Tak samo było i tym razem. Sama wyprawa do tego miejsca nie jest jednak głównym tematem tego wpisu. Jest nią degustacja trzech darjeelingów z pierwszego zbioru, która szczęśliwie miała miejsce podczas mojego pobytu we Wrocławiu.
Degustacja odbyła się w ogrodzie, który otwarty jest zawsze w cieplejsze dni.



Herbaty, o których mowa, pochodziły z ogrodów Badamtam, Namring oraz Giddapahar. Prowadzący całą degustację czajman Łukasz, przybliżył nam najpierw nieco informacji o poszczególnych ogrodach:
Badamtam to herbata organiczna z certyfikatem -  szczególnie zadbano o to, by przy jej hodowli nie stosować sztucznych nawozów. Ogrody, w których jest hodowana położone są na wysokości dochodzącej nawet do 1830 m n.p.m. Zawdzięcza temu swój niesamowity smak. Ponoć z ogrodów tych można zauważyć drugi co do wielkości szczyt himalajów - Kanczendzonga. Susz jest dość ciemny, znajduje się w nim dość niewiele górnych listków krzewów herbacianych, dominuje tu raczej barwa brązowa.
Namring położony jest nieco niżej, gdyż pomiędzy 1000 do 1700 m n.p.m. Herbata stamtąd pochodząca jest wytwarzana ze specjalnej kombinacji krzewów herbacianych, dzięki czemu posiada swój niepowtarzalny smak i aromat. W suszu widać dość sporą ilość tipsów.
Ostatnim, i zarazem bardzo nietypowym z darjeelingów, jest herbata pochodząca z ogrodów Giddapahar. Położony jest on na wysokości ok. 1500 m n.p.m. Jest to ogród zarządzany przez bardzo małą, rodzinną firmę. Jej zbiory są limitowane, i cieszą się wielkim uznaniem. Co dość nietypowe jak na herbaty tego typu, do jej wykonania używa się wyłącznie chińskich szczepów krzewów herbacianych, co wpływa na jej unikalny charakter. Jej susz zawiera najwięcej górnych listków krzewu z herbat dziś degustowanych.
Każda z herbat została zaparzona dwoma metodami. Pierwsza z nich, polegała na zaparzeniu suszu wrzątkiem. Miało to na celu wydobycie z suszu cech zarówno pozytywnych jak i negatywnych. napar był bardzo wyraźny, lecz nie koniecznie tak przyjemny w smaku, jak ten uzyskiwany za pomocą metody drugiej - stosowaniu nieco niższej temperatury wody - ok. 85 stopni.

Jako pierwszą spróbowaliśmy herbatę z Namring. Wydaje mi się, że najlepiej zniosła ona parzenie wrzątkiem. Jej smak zauroczył mnie chyba najbardziej - była niezwykle słodka, owocowa, wyraźnie dało się wyczuć brzoskwiniowe i miodowe nuty. Gorycz wyczuwalna była jedynie przy pierwszej metodzie, i nie była ona zbyt silna. herbata raczej dla miłośników słodkich naparów.
Darjeeling Giddapahar był tym, którego skosztowaliśmy jako drugiego. Jego napar był nieco bardziej goryczkowy, pojawiały się tu nuty warzywne, lecz wciąż wyczuwalna była słodycz, może nieco bardziej kwiatowa.
Herbata z ogrodów Badamtam dała napar, który bardzo wyróżniał się w stosunku do reszty dziś degustowanych herbat. Napar wyszedł bowiem słodkawy, kwiatowy, lecz chwilę po wypiciu, na języku pozostawał dość ostry, goryczkowy posmak. Jak dało się zauważyć, nie każdemu przypadło to do gustu, lecz znalazło to też swoich wielkich zwolenników.
Degustacja sama w sobie była niesamowitym przeżyciem. Poza tym, że spróbować można było trzech bardzo smacznych darjeelingów, porównać je ze sobą, wyczuć drobne różnice między nimi, posłuchać można było ciekawostek opowiadanych przez prowadzącego.
Mam nadzieję, że w przyszłości uda mi się pojawić na innych tego typu spotkaniach. Zachęcam również Was do brania w takowych udziału. Są to świetne okazje do zgłębienia swej herbacianej wiedzy, poznania osób również zainteresowanych tym naparem, oraz skosztowania niesamowitych herbat.


http://www.czajownia.pl/

Jeszcze raz dziękuję wrocławskiej herbaciarni "Czajownia" za możliwość zrealizowania tego wpisu.