Herbata: Pi Luo Chun
Pochodzenie: Chiny, prowincja Yunnan
Pi luo chun to bardzo lubiana przeze mnie herbata. Świadczyć może o tym fakt, że to już trzeci raz, kiedy to zamieszczam wpis o niej na swoim blogu. Tym razem jednak, nie opisuję herbaty z najświeższego zbioru, a z takiego, którego od jakiegoś czasu używam jako herbaty codziennej. Kupiłem ją około czerwca, w dość dużej ilości - 250g, od jednego z użytkowników forum "Herbaciarze", który to sprowadził ją prosto z Chin. Okazała się być bardzo fajnej jakości, jak na swoją cenę.
Gdy po raz pierwszy zobaczyłem susz, bardzo mnie zdziwił. Okazało się, że jest on zwinięty, niczym gunpowder, i nie posiada dość typowego dla Pi luo chun "Puszku". Jest to typowa cecha dla Pi Luo Chun z prowincji Yunnan. Jednak jego zapach, jest bardzo typowy dla tej herbaty. Mimo delikatnego, warzywnego zapachu, czuć bardzo słodki aromat.
Parzenie: Czajniczek kyusu 95ml; Ilość suszu - 3g; Temp. wody - 75°C
I - 1 min 45s
II - 2 min 30s
III - 3 min
Po zalaniu wodą, z zapachu umyka niemalże cała słodycz. Pozostaje jedynie delikatna warzywność. Jeśli chodzi o barwę, to po zaparzeniu, daje złoto żółtą barwę, z delikatnymi zielonymi przebłyskami.
Smak zaś jest bardzo fajny jak na herbatę na co dzień. Na początku, smak jest warzywny, delikatnie podchodzi pod brokuły z delikatną, i bardzo przyjemnie komponującą się goryczką. Później goryczka zanika, a w jej miejsce pojawia się słodycz. Picie jej, sprawia też specyficzne uczucie suchego podniebienia.
Czajniczek został wykonany przez Andrzeja Bero. Jego bloga z ceramiką, można zobaczyć TUTAJ.
Fotografie natomiast, zostały zrobione przez Agatę Kołeczek. Jej profil na facebooku można znaleźć TUTAJ
Ps. Bardzo Proszę o pisanie opinii odnośnie nowego wyglądu bloga.
Ps.2 Na Fanpage'u pojawił się już pełny album ze zdjęciami
Ps.2 Na Fanpage'u pojawił się już pełny album ze zdjęciami
Piękne zdjęcia - jestem pod wrażeniem! Zabawne jest to, że byłem drugą osobą, która kupiła wtedy tę herbatę. Chyba Wojtek Woźniak wyjaśnił mi, że wygląda i smakuje inaczej niż klasyczny Bilouchun bo ten zwinięty pochodzi jeśli dobrze pamiętam z Yunannu. Jedno z większych moich herbacianych rozczarowań:) ale teraz mi o niej przypomniałeś i sączę z gaiwana zalaną letnią wodą. hm ... chyba jeszcze do niej wrócę, może miałem za duże oczekiwania:;) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńFajny redesign, chociaz brakuje mi tej małej kapibarki. W końcu była symbolem bloga ;)
OdpowiedzUsuńByć może gdzieś się jeszcze pojawi :D
UsuńBardzo fajne zdjęcia, jeśli chodzi o herbatę, to Bi Luo Chun jest jedną z tych która nie skradła mojego serca.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że podobają Ci się zdjęcia. Niebawem na Facebooku, powinien pojawić się album z wszystkimi zdjęciami, które zrobiła Agata :)
Usuń