Dzisiejszy wpis, poświęcony będzie mojej wizycie w czajowni, gdzie udało mi się skosztować wielu najróżniejszych herbat. Niestety, z powodu braku aparatu, i niskiej jakości zdjęć z mojego telefonu, postanowiłem w ogóle ich nie wrzucać.
W tym roku, na majówkę udało mi się wybrać do Wrocławia. Poza koncertem, oraz biciem gitarowego rekordu guinessa, nie mogło oczywiście zabraknąć mnie w miejscu, które chciałem odwiedzić od dłuższego czasu. Mowa oczywiście o Wrocławskiej czajowni. Udało mi udać się tam 2 razy - 2 oraz 3 maja.
Miejsce to okazało się być naprawdę fantastyczne. Na ścianach powieszone były klimatyczne, azjatyckie dekoracje, a w tle grała bardzo pasująca do nich muzyka. Udało mi się również spotkać panią Joannę z bloga Liu Mulan. Jak Się później okazało, był to dla niej pierwszy dzień pracy w tym jakże wspaniałym miejscu.
Pierwszego dnia nasza wizyta była dość krótka, oraz niezbyt "treściwa", ponieważ zamówiliśmy tylko jedną herbatę - Gyokuro Kyoto. Jest to bardzo ciekawa herbata o wspaniałym smaku. Została nam podana w ciekawym naczyniu nazywanym Hohinem, z zaleceniem, by parzyć herbatę przez 1,5 minuty, bez przykrycia. Zrobiliśmy 3 parzenia, za każdym razem zwiększając czas o pół minuty. Napar był w bardzo wyrazistym zielonym kolorze. Zapach herbaty kojarzył mi się ze świeżo skoszoną trawą. Wyczuwalna w nim była delikatna słodycz. Jej smak był fantastyczny. Kwiatowy, z lekką nutą goryczy. Najbardziej urzekło mnie tu 2 parzenie. Było najbardziej wyraziste w smaku.
Następnego dnia, postanowiliśmy wybrać się do herbaciarni po raz kolejny. Jako iż nie mieliśmy zaplanowanych żadnych zajęć, przebywaliśmy w herbaciarni przez ok.. 5 godzin. Zamówiliśmy w tym czasie naprawdę wiele herbat, ale zdecydowanie było warto.
Na pierwszy ogień poszedł tym razem Pu-erh Lao Shu Bing Cha. Była to herbata zdecydowanie w moim typie. Zaparzyliśmy ją 3 razy, w specjalnym zestawie do degustacji. Kolor naparu był delikatny, podchodzący pod pomarańcz. W smaku dało się wyczuć miodową nutę, i charakterystyczny, zostający gdzieś daleko w tle, ziemisty posmak.
Kolejną herbatą jaką zamówiliśmy, była Genmaicha Kyoto. Jest to zielona herbata, która została wzbogacona o prażony ryż, co dodało jej charakterystycznego, specyficznego posmaku. Gdy skończyliśmy pić, susz tej herbaty usmażono nam, oraz podano z chlebkiem pita. Jest to wspaniałe danie, a ta herbata, właśnie dzięki dodatkowi jakim był ryż, nadawała się do niego idealnie. Smak tej herbaty kojarzył się mi delikatnie z popcornem. Następnymi herbatami, jakie zamówiliśmy, był zestaw 3 oolongów, w którego skład wchodziły takie herbaty jak: Bai Hao, Ali Shan oraz, o ile się nie mylę, Bao Zhong.
Bai Hao, to oolong o wyższym stopniu fermentacji. Jego smak kojarzył mi się delikatnie ze świeżym chlebem oraz orzechami włoskimi. Napar przybrał kolor miodowy.
Ali Shan był niżej fermentowanym oolongiem. Smak kremowy, Bardzo delikatny. Barwa naparu przechodziła z zielonej w żółć.
Bao Zhong był najniżej fermentowanym z kosztowanych przez nas oolongów. Smak bardzo subtelny, lekko warzywne nuty. Kolor naparu również delikatny, zielonkawy.
Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym wyszedł z takiego miejsca z pustymi rękoma. Do mojej kolekcji ceramiki dołączyła nowa czarka, oraz hohin. Oba naczynia zostały wykonane przez Andrzeja Bero. Nabyłem również jedną nową herbatę, o której słów kilka w poście, który ukarze się prawdopodobnie w najbliższym czasie.
Świetna relacja, czajownia to magiczne miejsce :) i tak jak mówiłam, poprostu Joanna, bez tej Pani z przodu :)
OdpowiedzUsuń